Węzeł

Gdy w li­sto­pa­dzie 1918 r. w War­sza­wie, Kra­ko­wie i Lu­bli­nie swo­bod­nie ło­po­ta­ły już bia­ło-czer­wo­ne flagi, oznaj­mia­ją­ce od­zy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści, to we Lwo­wie mło­dzi chłop­cy i dziew­czę­ta z bro­nią w ręku (a czę­sto bez niej) wal­czy­li o każdą ulicę, o każdy dom. Ich zryw oka­zał się zwy­cię­ski, ale obec­na Pol­ska ze wzglę­du na tzw. po­li­ty­kę wschod­nią nie za bar­dzo chce o tym pa­mię­tać.

Na­ro­do­we Świę­to Nie­pod­le­gło­ści ko­ja­rzy się z datą 11 li­sto­pa­da 1918 r., kiedy to w Compiègne we Fran­cji pod­pi­sa­no ro­zejm, pie­czę­tu­ją­cy osta­tecz­ną klę­skę Nie­miec.  W tym samym dniu z kolei w War­sza­wie bry­ga­dier Józef Pił­sud­ski prze­jął  wła­dzę od Rady Re­gen­cyj­nej. Nie­wie­lu jed­nak współ­cze­snych pol­skich po­li­ty­ków chce dzi­siaj pa­mię­tać, że od­ro­dze­nie się Rze­czy­po­spo­li­tej było moż­li­we  także dla­te­go, iż kil­ka­na­ście dni wcze­śniej, do­kład­nie 1 li­sto­pa­da,  do­szło do wy­bu­chu we Lwo­wie po­wsta­nia, które jak mało które oka­za­ło się zwy­cię­skie.  Po­wsta­nie to było spon­ta­nicz­ną re­ak­cją miesz­kań­ców mia­sta – no­szą­ce­go dumne miano „Sem­per Fi­de­lis” – na za­ję­cie ko­szar i  in­nych waż­nych obiek­tów przez  od­dzia­ły skła­da­ją­ce się z żoł­nie­rzy au­stro-wę­gier­skich na­ro­do­wo­ści ukra­iń­skiej. Odzia­ły te do­dat­ko­wo wspar­te zo­sta­ły przez Le­gion Ukra­iń­skich Strzel­ców Si­czo­wych, któ­rym do­wo­dził jeden z ar­cy­ksią­żąt au­striac­kich, Wil­helm Habs­burg, zwany „Wa­sy­lem Wy­szy­wa­nym”. Ary­sto­kra­ta ów, wy­wo­dzą­cy się z ro­dzi­ny ce­sar­skiej, w pla­nach wielu śro­do­wisk miał być głową przy­szłe­go pań­stwa ukra­iń­skie­go, ści­śle po­wią­za­ne­go z Wied­niem, a obej­mu­ją­ce­go swym za­się­giem nie tylko Ga­li­cję Wschod­nią, ale i Łem­kowsz­czy­znę, Bu­ko­wi­nę i zie­mię prze­my­ską.

 

Walki roz­po­czę­ły się od szko­ły im. Hen­ry­ka Sien­kie­wi­cza i Domu Aka­de­mic­kie­go, w któ­rych to bu­dyn­kach za­ba­ry­ka­do­wa­li się człon­ko­wie kon­spi­ra­cyj­nej Pol­skiej Or­ga­ni­za­cji Woj­sko­wej. Pierw­szą z pla­có­wek do­wo­dził kpt. Zdzi­sław Ta­tar-Trze­śniow­ski, a ca­ło­ścią obro­ny mia­sta kie­ro­wał kpt. Cze­sław Mą­czyń­ski. Z kolei na czele Pol­skie­go Ko­mi­te­tu Na­ro­do­we­go sta­nął hr. Ta­de­usz Cień­ski.

 

Do sta­wia­ją­cej opór garst­ki obroń­ców szyb­ko do­łą­czy­li inni. Licz­ba wal­czą­cych po stro­nie pol­skiej zwięk­szy­ła się w ciągu na­stęp­nych dni do kilku ty­się­cy osób. Broń zdo­by­wa­no na wrogu lub z roz­bi­ja­nych ma­ga­zy­nów au­striac­kich.

 

W owym cza­sie męż­czyź­ni byli wciąż w armii au­striac­kiej – i to na róż­nych fron­tach, bo wojna wciąż trwa­ła. Do walki sta­nę­li więc mło­dzi lu­dzie – ucznio­wie, stu­den­ci, har­ce­rze, też dziew­czę­ta i ko­bie­ty. Naj­młod­szy z po­wstań­ców miał za­le­d­wie dzie­więć lat. A naj­młod­szy, który za mę­stwo otrzy­mał order Vir­tu­ti Mi­li­tar­ni, uczeń gim­na­zjal­ny Antoś Pe­try­kie­wicz, wal­czą­cy na „Re­du­cie Śmier­ci” (Górze Stra­ceń), miał za­le­d­wie 14 lat. Innym zna­nym po­wstań­cem był jego ró­wie­śnik, Jurek Bit­chan. Po­legł on na Ły­cza­ko­wie. Jego matka, Alek­san­dra Za­gór­ska, ko­men­dant­ka Ochot­ni­czej Legii Ko­biet, także brała udział w wal­kach. Ze wzglę­du na wiek, jak i wa­lecz­ność, hi­sto­ria nada­ła po­wstań­com miano „Orląt Lwow­skich”.

 

Boje były nad­zwy­czaj za­cię­te, o każdą ulicę, o każdy dom, a nawet o po­szcze­gól­ne kon­dy­gna­cje. Wzno­szo­no ba­ry­ka­dy, a do od­cię­tych dziel­nic prze­do­sta­wa­no się ka­na­ła­mi. W końcu 20 li­sto­pa­da na­de­szła od­siecz woj­sko­wa z Kra­ko­wa i Prze­my­śla. Przy­by­ła ona ko­le­ją, bo Ukra­iń­cy zlek­ce­wa­ży­li prze­ciw­ni­ka i nie wy­sa­dzi­li ani torów, ani mo­stów. Od­sie­czą do­wo­dził płk Mi­chał Ka­ra­sze­wicz-To­ka­rzew­ski.

 

Na­stęp­ne­go dnia o świ­cie roz­po­czę­ła się de­cy­du­ją­ca ba­ta­lia. Cięż­kie walki to­czy­ły się w dziel­ni­cy Za­mar­sty­nów i wokół Cy­ta­de­li, a także na Pod­zam­czu i Wy­so­kim Zamku oraz w wielu in­nych punk­tach. Suk­ce­sem było okrą­że­nie po­zy­cje ukra­iń­skie od po­łu­dnia i wscho­du. Z tego po­wo­du od­dzia­ły wroga, mimo swej wy­raź­nej prze­wa­gi w sprzę­cie i lu­dziach, aby nie zna­leźć się w kotle, mu­sia­ły się wy­co­fać z mia­sta. Dru­gie dnia, 22 li­sto­pa­da 1918 r. o godz. 5:40 rano, na wieży lwow­skie­go ra­tu­sza za­ło­po­ta­ła bia­ło-czer­wo­na flaga. Za­tknę­li ją żoł­nie­rze rot­mi­strza Ro­ma­na Abra­ha­ma, do­wód­cy obro­ny Góry Stra­ceń. Cały Lwów był w pol­skich rę­kach, ale walki wokół mia­sta, jak i ostrzał ukra­iń­ski ze wzgórz, trwa­ły jesz­cze do maja 1919 r.

 

Wielu spo­śród „Orląt” wzię­ło udział w woj­nie pol­sko-bol­sze­wic­kiej, a zwłasz­cza w bi­twie pod Za­dwó­rzem. Wielu także uczest­ni­czy­ło w obro­nie grodu przed Niem­ca­mi w 1939 r., a także w wy­zwa­la­niu go w 1944 r., w ra­mach akcji „Burza”.

 

Co się stało z głów­ny­mi bo­ha­te­ra­mi po­wsta­nia? Antoś Pie­try­kie­wicz, w dwa mie­sią­ce po wy­zwo­le­nia mia­sta, zmarł w szpi­ta­lu z od­nie­sio­nych ran. Jego do­wód­ca, Roman Abra­ham, zo­stał ge­ne­ra­łem; bił się dziel­nie w 1939 r. jako do­wód­ca Wiel­ko­pol­skiej Bry­ga­dy Ka­wa­le­rii. Ge­ne­ra­łem zo­stał też Ka­ra­sze­wicz-To­ka­rzew­ski, po klę­sce wrze­śnio­wej objął funk­cję ko­men­dan­ta pierw­szej pod­ziem­nej or­ga­ni­za­cji, jaką była Służ­ba Zwy­cię­stwu Pol­sce; aresz­to­wa­ny przez NKWD, tra­fił przez Sy­be­rię do armii gen. An­der­sa. Zmarł aż w Ca­sa­blan­ce w Ma­ro­ko. Z kolei Cze­sław Mą­czyń­ski zo­stał puł­kow­ni­kiem i po­słem na Sejm RP. Ka­rie­rę po­li­ty­ka wy­brał także Ta­de­usz Cień­ski, za­pa­lo­ny spo­łecz­nik. Na­wia­sem mó­wiąc, jego wnuk, Sta­ni­sław Pru­szyń­ski był współ­za­ło­ży­cie­lem Fun­da­cji im. Brata Al­ber­ta w Ra­dwa­no­wi­cach.

 

Tra­gicz­nie po­to­czy­ły się losy Ta­tar-Trze­śniow­skie­go. W wy­ni­ku kon­flik­tu per­so­nal­ne­go za­strze­lił w 1921 r. swego do­wód­cę, a na­stęp­nie sie­bie sa­me­go.

 

Smut­ny los spo­tkał także ar­cy­księ­cia Wil­hel­ma Habs­bur­ga. Po po­wro­cie do Wied­nia nadal snuł uto­pij­ne plany po­li­tycz­ne, wią­żąc się z nie­miec­ki­mi na­zi­sta­mi i ukra­iń­ski­mi na­cjo­na­li­sta­mi. W 1947 r. zo­stał aresz­to­wa­ny przez NKWD. Zmarł w ra­dziec­kim wię­zie­niu w Ki­jo­wie, w tym samym mie­ście, w któ­rym chciał być ko­ro­no­wa­ny na króla.

 

Pa­mięć o po­le­głych po­wstań­cach pie­lę­gno­wa­na była bar­dzo w cza­sach Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej. W 1920 r. Lwów jako je­dy­ne mia­sto pol­skie otrzy­mał order Vir­tu­ti Mi­li­ta­ri, a pięć lat póź­niej ciało jed­ne­go z „Orląt” zło­żo­no w Gro­bie Nie­zna­ne­go Żoł­nie­rza w War­sza­wie. W tym samym cza­sie wznie­sio­no wspa­nia­ły Cmen­tarz Obroń­ców Lwowa na Ły­cza­ko­wie. Ne­kro­po­lia ta, znisz­czo­na w ka­tach 70. przez wła­dze ra­dziec­kie, zo­sta­ło obec­nie od­bu­do­wa­na, ale bez wielu wcze­śniej­szych ele­men­tów, bo na ich przy­wró­ce­nie nie zgo­dzi­li się na­cjo­na­li­ści ukra­iń­scy. Blo­ko­wa­li oni także przez długi czas po­now­ne zło­że­nie nie­któ­rych tru­mien, w tym or­miań­sko­ka­to­lic­kie­go ar­cy­bi­sku­pa Jó­ze­fa Teo­do­ro­wi­cza, posła i se­na­to­ra z listy Na­ro­do­wej De­mo­kra­cji.

 

Dziś pa­mięć o bo­ha­te­rach przy­po­mi­na­ją tak po­mni­ki m.in. na cmen­ta­rzu na Sę­pol­nie we Wro­cła­wiu oraz w Czę­sto­cho­wie i Ża­rach, jak i nazwy (co naj­bar­dziej cie­szy) szkól w Gli­wi­cach, Opolu, Kę­dzie­rzy­nie-Koź­lu, Świd­ni­cy i in­nych mia­stach. Nie­ste­ty es­ta­bli­sh­ment Trze­ciej RP nie chce pa­mię­tać o bo­ha­te­rach. Nad­ska­ku­jąc ukra­iń­skim pre­zy­den­tom, naj­pierw Wik­to­ro­wi Jusz­czen­ce, a obec­nie Petro Po­ro­szen­ce, nawet nie wy­mie­nia ich imion w cza­sie uro­czy­sto­ści pań­stwo­wych. Pro­te­sto­wał prze­ciw­ko temu w 2008 r. Świa­to­wy Kon­gres Kre­so­wian z By­to­mia. Wy­stę­pu­jąc w jego imie­niu Da­nu­ta Skal­ska na­pi­sa­ła w li­ście otwar­tym do ów­cze­sne­go mi­ni­stra obro­ny na­ro­do­wej Bog­da­na Kli­cha:

 

"Z ubo­le­wa­niem stwier­dza­my, że od pew­ne­go czasu, pod­czas uro­czy­sto­ści pań­stwo­wych (m.in. ubie­gło­rocz­ne­go Świę­ta Nie­pod­le­gło­ści i te­go­rocz­ne­go dnia Woj­ska Pol­skie­go) w cza­sie apelu po­le­głych przy gro­bie Nie­zna­ne­go Żoł­nie­rza – nie są wzy­wa­ni do apelu Obroń­cy Lwowa i żoł­nie­rze wal­czą­cy o Pol­skę na Kre­sach Wschod­nich Rzecz­po­spo­li­tej. Nie przy­pusz­cza­my, aby czyn­ni­ki od­po­wie­dzial­ne za przy­go­to­wa­nie listy pól bi­tew­nych nie po­sia­da­ły sto­sow­nej wie­dzy hi­sto­rycz­nej. Tej wie­dzy do­star­cza­ją umiesz­czo­ne wokół Grobu Nie­zna­ne­go Żoł­nie­rza ta­bli­ce, na któ­rych  wy­szcze­gól­nio­ne są miej­sca chwa­ły pol­skie­go oręża; – rów­nież te, za naszą obec­ną wschod­nią gra­ni­cą. Wid­nie­je na nich także Krzyż Vir­tu­ti Mi­li­ta­ri przy­zna­ny za naj­wyż­sze za­słu­gi w obro­nie Oj­czy­zny zbio­ro­we­mu bo­ha­te­ro­wi: mia­stu Lwów. Czy za­słu­gi te w czym­kol­wiek umniej­szać może fakt, ze Lwów znaj­du­je się obec­nie poza gra­ni­ca­mi Pol­ski? Po­zo­sta­je nam do­mnie­my­wać, że przy­czy­ną obec­ne­go stanu rze­czy i wy­biór­cze­go po­trak­to­wa­nia po­le­głych pod­czas uro­czy­stych apeli, są ni­czym nie­wy­tłu­ma­czal­ne dla nas za­bie­gi o po­praw­ność po­li­tycz­ną za wszel­ką cenę, nawet jeśli tą ceną mia­ły­by być: praw­da hi­sto­rycz­na i sza­cu­nek dla ofia­ry życia na­szych przod­ków wal­czą­cych o Pol­skę." Jak bę­dzie w tym roku? Zo­ba­czy­my.

 

Ob­cho­dząc Świę­to Nie­pod­le­gło­ści pa­mię­taj­my żoł­nier­zach i le­gio­ni­stach, a zwłasz­cza o po­wstań­cach, tak wiel­ko­pol­skich i ślą­skich, jak i lwow­skich, bo wszy­scy oni od­da­li swe młode życie za naszą wol­ność.

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, publicysta, opozycjonista

 

http://wiadomosci.onet.pl/kraj/zapomniane-zwycieskie-powstanie-we-lwowie/9456f

 

Wykonanie: najlepszemedia.pl